piątek, 10 stycznia 2014

Chłodnym okiem - Assassin's Creed IV: Black Flag część II

Witam!

     W poprzednim artykule o grze Assassin's Creed IV: Black Flag nie mogłem nacieszyć się fabułą oraz samą rozgrywka i grafiką. W tej jednak recenzji pora ocenić kolejne dziecko UBISOFTA nieco chłodniej i w kontekście całości. Recenzja ta będzie, więc nieco krótsza i zawierała będzie moje spostrzeżenia po przejściu ostatniej misji fabularnej (nie mam zboczenia i nie latam po mapie znajdując dokładnie wszystkie po huj.. potrzebne rzeczy). Miłego czytania :)....

     1. Przede wszystkim fabuła. Cóż z fabuły dowiadujemy się, że Desmond zginął i amen nic go "chyba" (niczego nie jesteśmy pewni w tej serii gier) nie wskrzesi. Najgorsze w tym wszystkim, że nie do końca wiadomo kim obecnie w teraźniejszości gramy. Nie wiemy jakiej jest postury i czy ma te zadatki na assasyna co Desmond. W tej części , bowiem główny bohater teraźniejszości jest w paszczy lwa - siedzibie Abstrego. Na domiar złego (lub dobrego) twórcy nie udostępnili nam kamery zza pleców bohatera (widok trzecioosobowy). Dostaliśmy widok zatem z oczu bohatera przez co na samym początku spotkania z nowym AC czułem się lekko dziko. Na szczęście postacią jaką kierujemy w przeszłości to "swój chłop", którego plecy oglądamy przez cała rozgrywkę. Wracając jednak do głównego bohatera, który wchodzi do animusa to już na początku rozgrywki zostaje on zwerbowany przez kogoś kto hakuje wszystkie komputery w siedzibie. Tak, więc musimy od teraz latać po kompach i je hakować grając w mini gierki. Z tych hakerskich sztuczek dowiadujemy się nieco o historii naszego poprzednika Desmonda oraz o innych ciekawych rzeczach. Jednocześnie na sam koniec jak to zwykle bywa okaże się, że za tym hakowaniem stoją Assasyni, którzy to mają nam pomóc i nas wydostać z paszczy Abstrego. Co do fabuły bohatera z przeszłości to została ona opisana w poprzedniej recenzji. Jednocześnie nie spodziewajcie się ode mnie zbyt wiele gdyż byłby to zbyt ogromny spojler gry przez co zepsułbym wam samą rozgrywkę :). Jedno jest pewne ahoj przygodo !!!!

     2. Rozgrywka  jak wiadome to zabijanie skradanie i znów zabijanie :). Po drodze rabunek i zatapianie okrętów oraz niszczenie i zdobywanie fortów. Jednym słowem wszystko to co prawdziwy pirat powinien zaliczyć w swoim życiu :) System walki poprzedni z innych części czyli nie poprawiamy czegoś co jest z góry dobre. Przeciwnicy w miarę są w porządku. Jednak niestety co mnie najbardziej wkurwiało to ilość błędów w grze. Najgorsze było jak nieraz ginąłem bo Edward nie mógł zejść z jakiejś skrzynki czy czegoś i ciągle się zawieszał. To samo tyczyło się wrogów czasem po prostu wieszali się na przeszkodach i robili coś w kółko. Najgorsze było to jak w jednej z ostatnich misji musiałem zabić ostatniego tubylca, który to po prostu był w skale :D. Musiałem, więc rzucać bomby dymne i strzelać do wystających części ciała z pistoletu. W ogóle bomby dymne ułatwiają tak walkę bo wystarczy tylko rzucić ją i wszystkich wokół można na jednego szczała zabić :D. Jedynym słowem nie chce Ci się skradać zbierz wrogów w kupę rzuć dymniaka i zarznij ich jak świnie :). Proste aczkolwiek psuję całą rozgrywkę i nie jest to zbyt przemyślane przez twórców.

     3. Co do samego pływania i walki po morzach i oceanach to nie mam zastrzeżeń. Na początku gry było trochę ciężko gdyż nie mamy wiele lokacji odkrytych i wszędzie trzeba pływać samemu ale potem skaczemy po mapie jak małpka z drzewa na drzewo :).  Walka na początku również wydaje się ciężka jednak gdy ulepszymy już statek to liniowiec pada po kilku strzałach. Co jest jednak lekko dziwne dla mnie to fakt, że możemy dokonywać abordażu podczas walki z kilkoma statkami. No przecież do cholery jak możemy np: zdobywać statek gdy wokół pływają trzy wrogie jednostki które ładują w nas z dział. Jednym słowem na czas abordażu jesteśmy nietykalni. Ba nawet możemy po zdobyciu statku naprawić nas własny prze co walka z kilkoma statkami nie jest w ogóle trudna. Cóż twórcy zrobili tutaj ukłon w stronę słabszych graczy, którzy to nie lubią się w grze przemęczać. Boli mnie też sam fakt, że nas statek wielkości już podczas całej gry nie przybierze. Wiadome lepszy pancerz i więcej dział oraz inne bajery kupić można ale co z tego jak na tle liniowca wyglądamy na malucha. Niby wpieprzy.. mu ale jak ja mam budzić strach na morzu stateczkiem, a nie statkiem...

    4. Co do samych templariuszy to gdzie ich chwała ja się pytam? Niby jeden to gubernator czy tam dwóch i niby mają blizny i ładne ciuszki. Jednak cóż z tego. Ani w walce nie są dobrzy, ani się nie stawiają jakoś a sam ich styl chodzenia i w ogóle wyglądu budzi mój śmiech. W poprzednich częściach jak widziało się postać to od razu jeba.. z daleka że to templariusz i to prze kozak, a nie byle kto. Teraz nie ma po co spinać się Edwardem wystarczy podejść i samym śmiechem można go zabić. Cóż w tej więc kwestii twórcy się nie postarali. Templariusze wyszli im na lalusi. Już nie mówię tutaj, że mają być krwiożerczymi bestiami no ale chociaż niech wyglądają na dostojnych skurwe.. synów. No cóż nawet nie miałem ochoty zabijać tych łajz :). Nie wspominając już o ich gadkach końcowych takie smęty, że na pogrzebie już lepsze teksty ksiądz mówi. Jakiś idealny świat bla bla bla. Gdzie tutaj zadziorność z poprzednich części i ta wiara w to co mówią i co głoszą. Teraz umierający templariusz to wygląda tak jakby mu się żyć za życia nie chciało i dziękuje za zabicie.

     5. Kolejna rzecz to te głupie (według mnie) przedmioty. O ile jeszcze fajnie jak zdobędziemy np: zbroje majów czy templariuszy o tyle cała reszta jak fragmenty animusa jest bez sensu. twórcy niepotrzebnie starają się przedłużyć żywotność danej produkcji. Wszyscy przecież wiemy, że wraz z zakończeniem misji głównych i pobocznych nie ma po co wracać do danej gry, no chyba, że chcemy ją przejść jeszcze raz, bo ma kilka zakończeń. Nie rozumiem co w tym fajnego, gdy zbiorę wszystkie mapy jakieś tam szanty i inne duperele. No niby skarby dają nam lepsze ulepszenia i blabla bla ale co z tego. Możliwe, że niektórym się to podoba mnie jednak osobiście takie coś męczy i denerwuje, bo na mapie mam narąbane bóg wie ile lokalizacji tego śmiecia, które mnie w ogóle nie interesuje. Za to położenie na Hawanie ostatniego Assasyna się nie wyświetlało i trzeba było dopiero na wyspę wbić aby zobaczyć gdzie można misje zabicia templariusza dostać. Bez sensu w końcu przecież od klucza, który prowadzi do kozackiej zbroi ważniejszy jest jakiś tam szant czy butelka z wiadomością. 

    Podsumowując graficznie jest świetnie, fabuła jest ok, rozgrywka też jednak styl w jakim
przychodzi nam zabijanie naszych celów oraz świadome ułatwianie rozgrywki przez twórców zaczynają powoli zabierać urok tej serii gier. Nie wolno robić tak, że lecimy w populizm. To właśnie to coś odmienne stawia jedną serie gier wyżej od drugiej  i jeśli zaciera się między nimi to co nazywamy pasja podczas procesu tworzenia danej gry i na jej miejsce wchodzi komercha to zatracamy cały jej urok. Przecież gdy dana gra trzyma się swojego kanonu rozgrywki oraz fabuły to wystarczy ją tylko zmieniać lekko. Nie warto obniżać jakości walki czy jakości postaci kosztem szybszego wypuszczenia na rynek czy choćby kosztem tego, że więcej osób ja pochwali bo łatwiejsza. Bez jaj albo robimy gry dla ludzi co chcą pograć i poczuć się jak piraci, albo robimy pseudo otoczkę gry pirackiej i dajemy grę badziewie. Oczywiście nowy AC nie jest badziewny i nigdy tego nie powiem jednak widać ewidentnie, że traci blask. Niby fabuła nadal intrygująca jednak sposób kreowania postaci na takich hipsterów mnie nie rajcuje. Albo walczysz z kozakami albo z bandą szalikowców i okularów zerówek. Tej drugiej opcji ja stanowczo dziękuję.

PS: Jeśli macie jakieś pytanie proszę pisać w komentarzach pod postem na facebook lub google+. Ewentualnie na e - mail poprzez formularz kontaktowy na dole strony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przed publikacją KOMENTARZU musisz wybrać profil np: anonimowy, który jest nad przyciskiem OPUBLIKUJ